Wspomnienia…
Piłat, tak mówili o nim w środowisku kolarskim. „To piła jeżdżąca na rowerze”, wspominali przyjaciele.
Andrzej Litwinienko, choć nie był „gwiazdą” kolarstwa, zalicza się do grona zasłużonych. Ponad 50 lat czynnej jazdy na rowerze to nie lada wyczyn. Brał udział w wielu wyścigach nie tylko w Polsce, ale i zagranicą. Jego ulubionym była L’eroica, gdzie startowali już wiekowi kolarze na swoim sprzęcie z młodości.
Jak rozpoczęła się jego kariera?
Już w 1957 roku zapisał się do klubu kolarskiego Legii. Był jej wychowankiem. Parę lat później został powołany do wojska. Należał do kampanii sportowej na terenach Legii. Ze względu na to, że do wojska zaczęli przychodzić, coraz to lepsi kolarze, wręcz kadra wojskowa, wychowankowie schodzili na dalszy plan i powoli zaczynali sobie szukać lepszych miejsc. Takim miejscem dla Andrzeja była Polonia Warszawska. Przez klub dostał zatrudnienie w Polskich Kolejach Państwowych, dzięki temu mógł łączyć pracę ze swoją pasją.
Wiek spowodował, że Piłat musiał karierę czynnego kolarza zakończyć, ale tak naprawdę nigdy nie zszedł z roweru. Jeździł sam dla siebie i został nawet trenerem Józefovii.
Do Polski dotarła kategoria Mastersów, czyli Old Bojów. Andrzej Litwinienko zaczął udzielać się w tym klubie i brał udział w wyścigach jako Masters.
W późniejszych latach udzielał się również w Polskim Związku Kolarskim oraz Legii Masters, a Warszawskie Towarzystwo Cyklistów to klub któremu Andrzej oddał serce i duszę. W każdym zakątku świata dumnie reprezentował Towarzystwo.
Andrzej Litwinienko dużo podróżował. Zawsze opowiadał ciekawe historie związane z jego wyjazdami do Australii, gdzie wraz z małżonką, odwiedzał syna.
Często jeździł do Belgii, gdzie miał wielu przyjaciół kolarzy. Tam przyciągały go ciekawe i trudne trasy, które były dla niego wyzwaniem.
Pasja kolarstwa pochłonęła go od najmłodszych lat. Trzy razy brał udział w Tour de Pologne, był Mistrzem Polskim Kolejarzy w latach ok. 1967-1968. Nie sposób wymienić wszystkie miejsca w których był oraz wszystkie odznaczenia, które otrzymał, ponieważ było ich bardzo dużo.
W tym wszystkim nie był sam. Miał wspaniałą małżonkę Panią Zofię, która wspierała go w życiowej pasji. Poznali się w sanatorium, gdzie kolarz odpoczywał ze swoim przyjacielem Andrzejem Szmitkowskim. I to on był inicjatorem ich pierwszego spotkania. „Od razu wiedziałem, że do siebie pasują”, powiedział.
Życie Andrzeja Litwinienko było barwne i pełne przygód. Miłość do roweru nie opuściła go nawet na chwilę. Był to bardzo wartościowy kolarz.
Śp. Andrzej Litwinienko został uhonorowany pośmiertnie Złotą Odznaką z Laurem za zasługi w Warszawskim Towarzystwie Cyklistów. Na wniosek WTC otrzymał również Odznakę Za Zasługi Dla Kolarstwa Polskiego od PZKOL.
Będzie nam bardzo brakowało tak wielkiego człowieka jak Andrzej. Zawsze uśmiechniętego, chętnego do rozmów. W naszych sercach pozostanie na zawszę!